Dla mnie był to film o miłości, chorobie i przemijaniu. Wielki ukłon dla Benedicta, że fantastycznie wcielił się w rolę osoby chorej - bo uważam, że Louis z biegiem czasu zachorował na schizofrenię czego fantastycznym potwierdzeniem była scena na statku. Ogólnie końców już mnie trochę męczyła i mówiąc szczerze, czekałam kiedy wszyscy poumierają ;o
I serdeczne pozdrowienia dla Pana że wczorajszego seansu w Arkadii, który zasnął i chrapał tak głośno, że cała sala zamiast skupić się na poważnej scenie w filmie ryknęła śmiechem ;D