Polak potrzebny od zaraz/film/Polak+potrzebny+od+zaraz-2007-3392262007
pressbook
Inne
KRÓTKO O FILMIE
?Polak potrzebny od zaraz? (It?s A Free World?) to dzieło Kena Loacha, reżysera m.in. filmu ?Wiatr buszujący w jęczmieniu? (Złota Palma na MFF w Cannes 2006). Prezentowany na MFF w Wenecji 2007 ?Polak potrzebny od zaraz? odebrał nagrodę w kategorii Najlepszy Scenariusz. Polska. Robotnik budowlany, pielęgniarka, nauczycielka ? wszyscy marzą o lepszym życiu. Jest ktoś, kto spełni ich marzenia. To Angie, właścicielka agencji pośrednictwa pracy. Wystarczy wpłacić 1 500 zł. i można się pakować. Bramy angielskiego raju stoją otworem. Anglia. Zwerbowani do pracy ludzie przeżywają gorzkie rozczarowanie. Czeka ich wykorzystywanie, ciężka praca, wysokość zarobków znacznie różni się od obiecanych. Nie opuszcza tęsknota za domem. Oszukani robotnicy będą chcieli pomścić swoją krzywdę. Jednak Angie walczy. Nie po to założyła agencję, by łatwo się poddać.
TŁO FILMU
Od czasu rozszerzenia Unii Europejskiej w 2004 roku setki tysięcy imigrantów przybyły do Wielkiej Brytanii. Wielu wiedzie dostatnie życie i prosperuje. Płacą podatki na rzecz skarbu państwa. Ale ci z samego dołu piramidy: niewykwalifikowani, niemówiący po angielsku, stają się nowym rodzajem siły roboczej. Przyjeżdżają oczekując godziwej płacy, z wiarą, że uda im się złapać etat. Zamiast tego zasilają gigantyczną rzeszę pracowników czasowych, co rano nie wiedząc czy i gdzie będą pracowali, często przykuci do swoich pracodawców czy pośredników długiem lub rozpaczliwymi okolicznościami. Wielka Brytania jest ?szczęśliwa? mając u siebie takich ludzi - ktoś wykonuje prace, którymi już dawno nie interesują się miejscowi. Pracodawcy wiedzą, że zyski byłyby niższe, gdyby nie pracownicy-emigranci. Mało tego, często tacy właśnie pracownicy są preferowani bardziej niż Anglicy, zwłaszcza w rolnictwie, hotelarstwie i cateringu. Są wybierani przez pracodawców, którzy dobrze wiedzą, że imigranci są często lepiej wykwalifikowani i bardziej elastyczni, rozpaczliwie elastyczni. Elastyczność to oczywiście ironiczny eufemizm. Chociaż pewni emigranci nie chcą być związani z pracodawcą stałymi kontraktami, najczęściej ?elastyczność? oznacza bycie siłą roboczą, która nie ma żadnych praw, którą można zatrudniać, zwalniać, źle traktować, poniżać i marnie opłacać. W zamian za swoją elastyczność ci ludzie nie mają prawie żadnych praw. Niekiedy oferuje się jednorazowe odprawy przy odejściu z pracy. Ale czasowe kontrakty mają do siebie to, że ucinają jednoznacznie możliwość jakichkolwiek roszczeń wobec pracodawcy. Przy umowie o pracę potrzeba co najmniej 12 miesięcy stałego zatrudnienia, by móc potem walczyć w przypadku nieuzasadnionego zwolnienia pracownika. Część z tych ludzi pracuje nielegalnie. Jest to jedna z głównych ironii systemu, że instytucje i zjawiska charakterystyczne dla takiej rozregulowanej ekonomii - agencje rekrutujące, poszukiwanie pracowników i wykonawców kontraktów, długie łańcuchy podwykonawców - wszystkie ukrywają i rozmywają zjawisko wymuszonej pracy i nielegalnej imigracji. Papiery giną, winę ponosi ktoś inny, kogo nigdy nie można zlokalizować, ale przecież to wszystkim odpowiada. To nie przypadek, że pod przykrywką ogólnie obowiązującego systemu, przedsiębiorcy i pracodawcy są karani jedynie za błędy administracyjne i niesprawdzanie dokumentów. Gdyby rząd chciał naprawdę ukrócić wykorzystywanie pracowników, powinno się karać pracodawców w pierwszej kolejności za zatrudnianie cudzoziemskich pracowników w niegodnych warunkach. Jakie więc kroki podejmuje rząd? W 2004 roku na mocy Warwick Agreement, Partia Pracy wniosła o wprowadzenie ustawy, która chroniłaby pracowników czasowych. Niestety Unia Europejska poległa w dążeniu do konsensusu w tej sprawie z powodu braku zgody między swoimi członkami w Parlamencie Europejskim. Teraz już wiadomo, że osiągnięcie takiego porozumienia na szczeblu międzynarodowym jest mało prawdopodobne (z powodu niezaprzeczalnych starań rządów niektórych państw Unii, by utrzymać tę ?elastyczność? na ich rynkach pracy). 30 czerwca bieżącego roku został złożony wniosek z prywatnej inicjatywy związku Temporary Agency Workers (Prevention of Less Favourable Treatment) przez Paula Farrelly, członka parlamentu z ramienia Partii Pracy z okręgu Newcastle-under-Lyme. Wniosek postuluje, by czasowym pracownikom przyznać takie same prawa jak pracownikom zatrudnionym na czas określony. Chodzi o całą gamę świadczeń poczynając od uregulowania minimalnej płacy, a skończywszy na płatnych urlopach i kwestiach opieki medycznej. Brytyjskie związki zawodowe mają nadzieję, że projekt ustawy spotka się z postulatami Labour's Warwick Agreement. Jednak propozycja przepadła w drugim czytaniu z powodu ?braku czasu parlamentarnego na rozpatrzenie tej sprawy?. Jak widać, pewne instytucje są bardziej ?elastyczne? niż inne?
PAUL LAVERTY O SCENARIUSZU
O INSPIRACJI Po Wietrze Buszującym W Jęczmieniu, uznaliśmy, że chcemy zrobić coś o dzisiejszych czasach, coś o chwili obecnej, której wszyscy doświadczamy, coś, co naprawdę dotykałoby współczesności. Benjamin Disraeli napisał, że Wielka Brytania to ?zakład pracy świata?. Dziś przejeżdżając każdą drogą szybkiego ruchu i rozglądając się po okolicach ma się wrażenie, że wieś jest jednym wielkim magazynem. W przeszłości było tu więcej fabryk. To odzwierciedla głębokie strukturalne przemiany w Świecie ? teraz nie produkuje się na miejscu: importuje się ogromne masy towarów, a niekończący się transport żywności i produktów obiega całą kulę ziemską. To wszystko trzeba gdzieś magazynować, żeby móc pewnego dnia przerzucić to w inny zakątek świata, wprawić w dalszy ruch. Zakupy przez Internet również odgrywają tu swoją rolę? Taka perspektywa jest jak świat ukryty za obwodnicami, pospinany tirami. Zacząłem sobie wyobrażać jak to jest pracować w takim miejscu. Oczywiście, większość z tych zajęć jest bardzo źle opłacana, a zatrudnienie dorywcze to norma. Supermarkety to cuda administracji, komunikacji, dystrybucji i koncentracji władzy; cały świat zbiega się w tym jednym miejscu. ?Świeże ryby z Nowej Zelandii?, ?Wszystko, co najlepsze? z ogarniętego nędzą Zimbabwe, surowe kontrakty z brytyjskimi farmami używającymi taniej obcej siły roboczej, groźby wykluczenia wszystkich tych, którzy nie spełnią zachcianek rynku; rozwydrzeni managerowie i oszaleli klienci - wszyscy w jednym sosie. Jest nieskończony ciąg możliwości kontynuowania takiego układu: zaoczni studenci, pracujące na pół etatu matki, emerytowani pracownicy fabryk, które wcześniej zamknięto. Było w tym materiału na tuzin scenariuszy. Ale okazało się, że ta właściwa, namacalna przestrzeń jest bardzo statyczna i - przyznajmy się do tego - brzydka jak noc. Im dłużej rozmawiałem z ludźmi w tych hangarach, składach i supermarketach stawało się dla mnie coraz bardziej jasne, że czasowa, krótkoterminowa praca, jest sercem jeszcze większej transformacji doświadczenia pracy jako takiej. Spotkałem wielu pracowników, robotników, którzy zostali totalnie wykorzystani, oszukani i znaleźli się na ulicy ? dosłownie. Niektórzy pracowali w jednym miejscu, potem byli zwabiani do kolejnego i kolejnego, i... nigdy nie dostali grosza za swoją pracę. Inni byli wykorzystywani na farmach, otrzymując jałmużnę - kwoty wielokrotnie niższe niż minimalna stawka godzinowa. Inni uniknęli poważnych obrażeń, jeszcze inni opowiadali o swoich ucieczkach z miejsc opresji. Niektóre z tych historii były naprawdę tragiczne, a opisywany przez tych ludzi świat był wyzuty z jakiejkolwiek uczciwości i odpowiedzialności. Młody Polak został przecięty na pół i rozerwany maszyną zwijającą liny. Portugalczyk bez wymaganego sprzętu i zabezpieczeń (mieszkający na co dzień w ciężarówce) spadł podczas przycinania konarów drzewa i złamał kręgosłup. Inni pracowali o wiele za długo i w niebezpiecznych warunkach. Rozmawiałem z dziennikarzem śledczym, który opowiedział mi historię człowieka, który zmarł z przepracowania wykonując miesiącami pracę na dwie zmiany. Gdzie pracował? Stemplował pudła w loga firm, czasami nawet po 24 godziny na dobę. Po niekończącej się serii rozmów z najemnymi robotnikami miałem wrażenie, że 150 lat historii związków zawodowych nagle wyparowało jak kamfora. Historia, którą opowiadamy mogłaby się wydarzyć w każdym większym brytyjskim mieście, a właściwie w całej zachodniej Europie. Ale jest coś specyficznego w Londynie. Jego skala, jak również mix kulturowy daje spektakularny efekt. W społeczności lokalnej jest łatwiej wyobrazić sobie wzajemne powiązania, które kruszy nagle anonimowość wielkiej metropolii: tysiące języków i całkowity brak komunikacji. Angie w pewnym momencie pyta swojego ojca: ?Czy kogokolwiek to obchodzi?? Ile razy słuchaliśmy tekstów polityków i ekonomistów opowiadających o anglosaskim cudzie? ?Newsweek? opublikował właśnie raport o zaletach taniej i solidnej pracy najemnych robotników z Europy Wschodniej. Rzeczywiście, można na ten temat opowiedzieć wiele historii, które przyniosły pracodawcom i ich pracownikom sukces. Tak, to pączkująca ekonomia, ale jak długo może się rozrastać, pączkować? Naukowcy nigdy nie personalizują abstrakcyjnych statystyk, nigdy nie zaglądają w twarz trendom, nie widzą w nich ludzkich twarzy. Film, na małą skalę, może jednak to zrobić, więc wydawało nam się, że dobrze byłoby, gdyby to się rozegrało w Londynie. O POSTACI ANGIE, GŁÓWNEJ BOHATERKI FILMU Jednak trend, nieważne jak głęboki, nie jest jeszcze wystarczającym powodem i pretekstem do opowiedzenia historii. Któregoś dnia wpadła mi do głowy postać Angie. To postać absolutnie fikcyjna. Od samego początku jednak czułem, że jest to ktoś, kto przyciąga kłopoty. Poszedłem za jej energią ambicją, kruchością i wrażliwością. W mojej głowie Angie jest osobą pełną sprzeczności, w jakiś sposób to jest bardziej ekscytujące pisać, kiedy nie wiesz do końca, dokąd zaprowadzi cię główny bohater. Dodatkowo, Ken bardzo mnie zachęcał, bym poszedł za tą intuicją. Angie mogła być złośliwa i samolubna, ale jednocześnie pełna sprzecznych uczuć, impulsywna i hojna. Była dla nas znakiem czasu. Pójść za Angie oznaczało dla nas również liczyć się z efektem domina - tego, że pewne zdarzenia niechybnie spowodują inne, które zaczną ogarniać swoim zasięgiem coraz większą liczbę osób. To oznaczało opowiedzenie historii z jej punktu widzenia - jej, a nie setek tysięcy wykorzystywanych pracowników szukających zajęcia w Wielkiej Brytanii. Jak ulokować historię Angie - to była kolejna kluczowa decyzja. Mając na karku poczucie rozpaczy tylu ludzi walczących z bezrobociem i zdesperowanych, by dostać jakąkolwiek pracę w którymkolwiek z krajów Europy, mamy z drugiej strony cały świat gangsterów i mafii zaangażowanej we współczesny handel ludźmi. Niektóre historie, które mi opowiadano nie mieściły się wprost w głowie. W czasie, kiedy pisałem scenariusz, każdy z chińskich emigrantów musiał zapłacić 25 000 dolarów, by zostać przerzuconym do Anglii - to dług, który każdy z nich będzie spłacał całymi latami. Możliwości było nieskończenie wiele, nas jednak najbardziej interesowało coś bliższego ?normie? niż ekstremum. Świat Angie jest umiejscowiony bardziej ?na zapleczu?, wdziera się w to, co nielegalne, ale w wersji ?light?; nie jest to przecież eskalacja brutalności ani rzeczywistość mafijnych bossów. Jednak ta wersja również jest nasycona swoistą przemocą i myślę, że jest to przemoc o wiele bardziej podstępna i zdradziecka, bo o wiele bardziej rozpowszechniona, i w jakiś sposób tolerowana, a przynajmniej, w najlepszym wypadku, ignorowana, czego nie można powiedzieć o spektakularnej przemocy gangsterów. Angie żyje w świecie zupełnie innym niż jej ojciec. ?Bujając się? przez ponad 10 lat od jednej pracy do drugiej, ze zrozumiałych powodów boi się starości i nędzy, nie chce ?skończyć? tak, jak on. Jest w niej brutalna szczerość, którą jednak podziwiam. Kiedy jej przyjaciółka Rose oskarża ją o oszukiwanie cudzoziemskich pracowników, Angie nie broni się, nie zaprzecza, odpowiada tylko ?przecież wszyscy to robimy?. Przecież to prawda. ?Pamiętaj o tym tato następnym razem, kiedy pójdziesz do supermarketu? mówi Angie ojcu podczas kłótni. Potrzeba wielu takich postaci jak Angie, by naświetlić długi i powikłany łańcuch zależności: od podkontraktu do podzlecenia, które są potrzebne, by wyprodukować kanapkę, mrożonego kurczaka czy soczystą truskawkę. Niewidzialna, niedostrzegana praca i eksploatacja, przenikają każdą dziedzinę naszego życia. Może potrzebujemy żelaznych karków tysięcy takich osób jak Angie, by robiły za nas brudną robotę i utrzymywały nieprzyjemne detale z dala od naszych oczu na bocznicy lub przy obwodnicy.
REŻYSER KEN LOACH O FILMIE
Skąd przyszła do Pana ta historia? W 1990 roku zrobiłem dokument z dokerami z Liverpoolu (?The Flickering Flame?). Trwała wtedy publiczna debata o zapewnieniu im ciągłości i bezpieczeństwa pracy, ochronienia ich przed fluktuacją i niepewnością zatrudnienia. To, jak nagle zniknęło ich bezpieczeństwo pracy zastąpione przez tymczasowość i pracę agencyjną, wydało mi się czymś bardzo istotnym i czymś, czego w zaskakujący sposób już nie podejmowano w publicznej debacie. Polityczne decyzje, które doprowadziły do tych zmian, przemknęły niezauważone. Nowa Partia Pracy, Torysi i liberałowie ? wszyscy oni to zwolennicy wolnego rynku. Wszyscy chcieli tych zmian. Nazwano to modernizacją, przedstawiono to prawie jako zmianę, która odbyła się siłami natury. Mówiono o tym: ?to się musiało stać?. A tak naprawdę wydaje mi się, że jest to interes tylko jednej z klas, i że robi się z nas idiotów wmawiając nam, że tak właśnie musimy żyć, i że nie ma innego wyboru. Nie musimy tak żyć. W 2000 roku zrobiliśmy film pod tytułem ?Bread and Roses? o meksykańskich imigrantach w Los Angeles, który miał swoją drugą część ?A Fond Kiss? (2004), opowiadającą o drugim pokoleniu imigrantów. ?The Navigators? z 2001 roku był filmem o grupie pracowników kolei walczących z prywatyzacją, co prowadziło ich prostą drogą do zatrudnienia przez agencję. Te wszystkie interesy splotły się w naszym filmie właśnie w czasie, kiedy skandal i coraz to nowe wiadomości o wykorzystywaniu zagranicznych pracowników w Wielkiej Brytanii zaczęły wychodzić na światło dzienne. Ta zmiana w statusie i sposobie wykonywania pracy, to zainteresowanie imigracją i imigrantami, ich życiem, tym, co skłoniło ich do przyjazdu tutaj i takiego życia ? wszystkie te drogi prowadziły do naszej historii. Do jakiego stopnia inspirowały was wiadomości, które podawały media, na przykład takie jak wieść o śmierci zbieraczy małży z zatoki Morecambe w 2004? Nasza historia ?wypływała? w prasie i telewizji w takiej czy innej formie od kilku lat. Ale myślę, że nas nie interesowała jedynie historia ofiar. Zrobiliśmy już wcześniej kilka filmów, w których bohaterami są ludzie, których ciężką sytuację zaczynamy obserwować. Pomyśleliśmy, że tym razem może byłoby interesujące po prostu przyjrzeć się różnym postawom ludzi, którzy są po tej drugiej stronie, nie tych, którzy są wykorzystywani, lecz tych, którzy wykorzystują. Robienie filmu o ofiarach wydaje się dziś tak przewidywalne. Mogliście jednak opowiedzieć historię bardziej ekstremalną, drastyczną. Dlaczego zdecydowaliście się właśnie na tą? Ponieważ chcieliśmy, by te dwie kobiety, Angie i Rose, były postaciami, z którymi widz będzie się mógł zidentyfikować. Jeśli opowiada się o kimś, kto jest zbyt ekstremalny, publiczność odrzuci go w pierwszych minutach filmu. Przedstawiając Angie i Rose pozwalamy widzom zastanowić się i przemyśleć postępowanie tych postaci: ??oczywiście, to rozsądne, tak może być?tak, oczywiście, jeśli ona nie zrobiłaby tego, zrobiłby to ktoś inny?a ona jest jeszcze w sytuacji wolnego rynku, rywalizacji, więc musi być konkurencyjna, jak inni, musiała to zrobić?musi się jakoś zaczepić, musi być bardzo twarda żeby w ogóle zacząć??. Musimy wejść w jej logikę. A potem, pod koniec, widzimy jak potworna jest ta logika. Dlatego właśnie wybraliśmy Angie, a właściwie, dlatego Angie urodziła się w głowie Paula. Poza tym ona jest ucieleśnieniem ducha naszych czasów. Możliwe, że za kilka lat zostałaby businesswoman roku... Jaka jest Angie? Angie jest kobietą chwilę przed trzydziestką, ma synka, Jamie?go. Ma wielka energię, jest bardzo ładną kobietą, pochodzi z szanowanej, dumnej rodziny z klasy pracującej. Nigdy nie znalazła ujścia i szansy dla swojego talentu, prawdopodobnie była w kilku nieudanych związkach, a jej ambicje są większe niż to, co kiedykolwiek udało jej się osiągnąć. Angie ma zmysł, który pozwoli jej osiągnąć to, co chce, jeśli naprawdę się przyłoży. Dotarła do takiego momentu w życiu, że jeśli teraz nie postawi wszystkiego na jedną kartę, będzie miała trzydzieści lat, potem trzydzieści kilka, i zanim się obejrzy, minie ?jej czas?. Ona czuje, że naprawdę nadszedł jej moment. Angie jest produktem tchatcherowskiej kontrrewolucji, która stawia najwyżej business i przedsiębiorczość, robienie interesów, skracanie sobie drogi do tego, odpychanie przeszłości łokciami i troszczenie się tylko o najlepszych. Byłoby fajnie z nią być, ale nie wybrałoby się jej na najlepszą przyjaciółkę. Widać to w sposobie, w jaki traktują ją mężczyźni. Ona jest ?gorącym towarem?, można z nią pójść do klubu i naprawdę będzie największą atrakcją wieczoru, ale niekoniecznie chciałbyś spędzić z nią tydzień, nie mówiąc już o całym życiu. Jak doszło do tego, że w roli Angie obsadziliście Kierston Wareing? Kahleen Crawford, reżyser castingu i ja przesłuchaliśmy kilka setek ludzi przez trzy czy cztery miesiące. Widzieliśmy się z Kierston sześć lub siedem razy i za każdym razem prosiliśmy ją by improwizowała. Za każdym razem spisywała się na medal, zawsze była interesująca, zawsze zabawna, zaskakująca, walcząca. Jest również osobą, która wzbudza nieprawdopodobną wprost sympatię, a to bardzo pomaga, kiedy się z kimś tak blisko współpracuje. Kogo szukaliście? Osoby, którą wszyscy by lubili, a która jednocześnie potrafiłaby być bezwzględna. Musi być twarda. Sentymentalizm i bezwzględność ? te dwie cechy często można spotkać razem, w jednym człowieku. Myślę, że Kierston Wareing wspaniale to wydobyła ze swojej postaci. Jest bardzo wiarygodna, te cechy widać cały czas w jej oczach. Czy myśli Pan, że reszta przemysłu filmowego przegapiła ją jako aktorkę? Świat jest pełen utalentowanych ludzi, którzy jeszcze się nie przebili. Myślę, że mamy skłonność do lubienia ludzi, w których są jeszcze jakieś zakamarki, które nie zostały złamane, uśrednione, którzy nie dopasowują się do modelu, który tak gładko wpycha nam telewizja. Kierston ma w sobie tę rogatość, kanciastość - taki rodzaj bezkompromisowości. Dlaczego wcześniej jej się nie udawało przebić? Bo wielu osobom wydaje się kimś niebezpiecznym, kimś oryginalnym, kto nie pasuje tak łatwo do całego towarzystwa. Czy postać Angie była pochodną historii, którą stworzyliście, czy odwrotnie? Obie rzeczy objawiły nam się niejako w tym samym momencie. To był pomysł na bohaterkę, która byłaby w stanie sprostać takiej roli i takiej pracy: egzystować w męskim świecie interesów i rywalizacji i która - nie używając może tego słowa - uważałaby się za feministkę. Ona powinna myśleć: ?dlaczego kobiety nie mają robić tego, co mężczyźni?? Myślę, że to jest bardzo współczesne, bardzo charakterystyczne dla naszych czasów. Gdyby ta historia rozrywała się wcześniej, ona na pewno nie robiłaby tego, co może robić dziś. Czy wasz film przeprowadza jakiś sąd moralny nad nią? Nie, nie nad nią, ale nad systemem, któremu ona hołduje. Dlaczego po kilku swoich filmach, które rozgrywały się gdzieś indziej, wrócił Pan do Londynu? Obaj czuliśmy, że Londyn to serce brytyjskiego kapitalizmu. Paul jest Szkotem i pisze w sposób trochę idiomatyczny, ale nie chcieliśmy by problem, o którym powiadamy kojarzył się z jakąś konkretną częścią Anglii i przez to mógł wydać się problemem lokalnym. Nasza historia rozgrywa się świadomie w sercu, siedzibie systemu ekonomicznego, bo interesuje nas hipokryzja, którą ten system generuje i podejście do niej. Z jednej strony ludzie mówią, że ekonomia nie mogłaby przetrwać bez taniej, zagranicznej siły roboczej. Z drugiej, prawica chce tych ludzi, którzy napędzają naszą ekonomię, wyrzucić z naszego kraju. To hipokryzja. Czy ten film ma zszokować czy zmienić sposób myślenia i zachowanie ludzi? Skandal wykorzystywania i eksploatacji pracowników jest powszechnie znany wszystkim tym, którzy chcą o nim wiedzieć. Więc to nie jest odkrywanie Ameryki w takim sensie: ?zgroza, horror zobaczcie, co się dzieje!? To, na czym zależy nam bardziej, to rzucić wyzwanie tej panującej mądrości, która mówi, że bezwzględna przedsiębiorczość jest sposobem na rozwój społeczeństwa, że wszystko jest transakcją, że wszystko opiera się na konkurencyjnej, nachalnej, zorientowanej na rynek i zysk ekonomii, i że to jest sposób życia, który powinniśmy sobie przyswoić. Ten system skłania do wykorzystywania i rodzi potwory.
TWÓRCY O PRODUKCJI FILMU
REBECCA O?BRIEN ? Producent Wiatr Buszujący W Jęczmieniu to był dla nas duży film, w kategoriach budżetu i możliwości - po nim chcieliśmy zrobić mniejszy film, bardziej kameralny. Chcieliśmy skupić się na temacie warunków pracy emigrantów, miało to być bardzo współczesne i bezpośrednie, coś, u czego podstawy staliby dobrze narysowani bohaterowie. Zamiast koncentrować się na losie cudzoziemskiego emigranta-pracownika chcieliśmy się temu przyjrzeć od strony motywacji. To postać Angie rządzi tym filmem, ona dominuje na każdej płaszczyźnie. Chcieliśmy pokazać motywy, które nią kierują. Właściwe przeprowadzenie dokumentacji było ogromnym wyzwaniem. Trzeba było zgromadzić dowody, które mogłyby uwiarygodnić to, że historia, która opowiadamy jest oparta na prawdziwych zdarzeniach. Praca, którą wykonała Nina Lowe, nasz researcher, która zabrała jej około trzech miesięcy, była czymś naprawdę ogromnym. Paul oczywiście prowadził swoją własną dokumentację, Nina krążyła wokół zapisując to wszystko, co on robił, żeby nawet kawałeczek nie zginął, nie został pominięty, tak, by wszystko, co znajdzie się w scenariuszu było autentyczne. Scenariusz otrzymałam przed festiwalem w Cannes w marcu lub kwietniu 2006. Zaniosłam go do Channel 4 wraz z Kenem i zdecydowaliśmy, że zrobimy go tak, że w Wielkiej Brytanii trafi najpierw do telewizji, a wszędzie indziej najpierw pojawi się w kinach. Pomyśleliśmy, że jeśli Channel 4 wypuści go z odpowiednim nagłośnieniem, może uda nam się przyciągnąć do tego filmu i tematu większą widownię niż normalnie się to udaje w kinach, co w rezultacie zwiększy również potencjalną późniejszą widownię. FERGUS CLEGG ? scenograf Kiedy zdecydowaliśmy, że akcja ma się rozgrywać w Londynie na East End, zaczęliśmy szukać obiektów i lokalizacji w tym miejscu. Chcieliśmy osiągnąć właściwe środowisko, pokazać okolicę z długimi ulicami, sklepami, wysokimi cenami - taki obraz prawdziwego Londynu. Chcieliśmy z tego zrobić mały wszechświat, żeby wszystko rozgrywało się w sąsiedztwie tych miejsc, ale niejako pod powierzchnią, gdzie pracownicy z Europy Wschodniej przemieszczają się szukając pracy. Ponieważ przyjaciółka Angie - Rose, znalazła stałą pracę, miała dość stabilny dochód, wynajęły mieszkanie. Poprosiliśmy obie aktorki o przyniesienie nam zdjęć miejsc, gdzie dotychczas mieszkały: ich sypialni i pokojów dziennych. Oparliśmy scenograficzne wnętrza w dużej mierze na preferencjach realnych osób. Ken zawsze mówi, że kiedy aktor wchodzi do pokoju, który ma grać jego dom, nie może się czuć wyalienowany, nie może sobie myśleć ?to nie ja?. Kierston i Juliet przyniosły trochę swoich rzeczy, a my zostawiliśmy je w mieszkaniu tak, żeby mogły się tam czuć jak u siebie. Zdjęcia - to był pierwszy ruch i podstawa wszystkiego - one jako małe dziewczynki, nastolatki, one na wakacjach ? porozwieszaliśmy je w kuchni na korkowej tablicy. Potem dziewczyny przynosiły takie rekwizyty jak radio, które któraś z nich miała przy łóżku, plakat albo ramka na zdjęcie. Jedna czy dwie rzeczy, które nie przykuwałyby nazbyt uwagi, ale wrosłyby w otoczenie tak, by aktorki poczuły się w nim zadomowione i zaangażowane. Wszystko opiera się na atencji dla detalu. Ken jest absolutnym maniakiem tej zasady i zawsze chce uczestniczyć w tym procesie od początku do końca. W przypadku tej agencji zatrudnienia chciał wiedzieć jak wszystko się odbywa i organizuje. Chciał wiedzieć nawet o detalach roboty papierkowej. Sprawdzał to i sprawdzał bez końca ? chcieliśmy, żeby akcja była jak najbardziej wiarygodna, żeby nic nie pachniało fałszem. To brzmi jak obsesja, ale bardzo pomaga: nie trzeba już właściwie później robić prób ani nic tłumaczyć, bo ludzie wiedzą, że wiesz dużo o tym, co robisz. Ken nie robi wielu prób, od razu wchodzi w pracę, która jest rejestrowana. Zawsze jest z nim to samo - ludzie nie grają zbyt dużo w jego filmach: oni po prostu w nich są i żyją.
TWÓRCY O PRODUKCJI FILMU (II)
NIGEL WILLOUGHBY ? autor zdjęć Zawsze chce się pracować z reżyserami, których filmy się lubi, było więc dla mnie wielkim zaszczytem, kiedy zadzwonił do mnie Ken Loach. Spotkałem go po raz pierwszy wiele lat temu, kiedy byłem operatorem kamery przy jego ?Ziemi i Wolności?, więc miałem nadzieję, że może kiedyś zadzwoni. Tak naprawdę powiedziałem mu nawet, że bardzo będę szczęśliwy, kiedy pewnego dnia okaże się, że Barry Ackroyd (autor zdjęć do kilku filmów Loacha) nie będzie mógł któregoś dnia robić z nim filmu. Jeśli chodzi o moją pracę i fotografowanie, projekt Kena obfitował w duże wyzwania operatorskie, z którymi musiałem się zmierzyć - chodziło przede wszystkim o fotografowanie w naturalnych wnętrzach i plenerach, bez dodatkowego światła, z niską ekspozycją i dyskrecją, ?paradokumentalnym sznytem?. Nic nie mogło przeszkadzać historii ani aktorom. Całe dodatkowe oświetlenie musiało zostać sprowadzone do absolutnego minimum. To bardzo dużo nauczyło mnie o materii filmu, o pracy na materiale światłoczułym, tolerancji dla niskiego poziomu oświetlenia, który zwykle spędza operatorom sen z powiek. Poza wszystkim Ken ma niesamowite operatorskie oko, preferuje zwykle używanie długich obiektywów - mnie się to podoba, ponieważ pokazuje się to, co jest ważne i pomaga uniknąć rozpraszania się. Jesteś tam z aktorami i opowiadasz historię - o to chodzi. Szlifowałem swój warsztat na filmach dokumentalnych, a tam nie dostaje się drugiej szansy, a pomylić można się tylko raz. Trzeba umieć pracować bardzo szybko i dobierać bardzo ostrożnie kąty patrzenia kamery. Właśnie w taki sposób pracowaliśmy przy filmie Kena. To był pierwszy duży film Kierston Wareing i bardzo zaimponowało mi to, jak sobie poradziła. Kierston jest bardzo fotogeniczna, ma nieprawdopodobną ekspresję twarzy, myślę, że wrosła w tę rolę i zyskała dużo pewności siebie - widać to w jej oczach i w jej entuzjazmie do życia. Każdy, kto naturalnie zachowuje się przed kamerą jest zawsze fotogeniczny, nieważne czy jest aktorem, ale ona ma taki specyficzny rodzaj ukrytego spokojnego piękna, które bardzo do niej przyciąga GEORGE FENTON ? kompozytor Pracując z Kenem Loachem zawsze wkraczam do produkcji na etapie, kiedy film jest już skończony. Dlatego, kiedy oglądam go pierwszy raz, nigdy nie znam scenariusza, nie wiem co się wydarzy, a to co widzę jest dla mnie zawsze niespodzianką i nową inspiracją. To jest trochę inny sposób pracy niż zwykle uprawiam, ale bardzo go lubię, bo widzę film od razu jako całość i moja odpowiedź na niego jest niejako instynktowna. Kiedy oglądałem film Kena przyszły mi do głowy trzy rzeczy. Po pierwsze to świetna historia, bardzo mroczna, ale jednocześnie bardzo dowcipna. Po drugie, to bardzo ważny temat, po trzecie, uznałem, że to bardzo interesujące, że główna bohaterka nie jest sympatyczną postacią, a gra Kierston Wareing okazała się bardzo silna i przekonująca. Po obejrzeniu filmu, proces jest już właściwie w pewnym sensie mechaniczny. Najpierw ustalamy miejsca, w których muzyka ma wchodzić i schodzić z obrazu. Zwykle Ken i jego montażysta Jonathan Morris, są już wcześniej zorientowani gdzie chcieliby ją widzieć. Na podstawie wrażeń, które wyniosłem z pierwszej projekcji filmu idę do montażowni i wciskam im moje trzy grosze. Potem z tą całą wiedzą idę do siebie - w trakcie pisania często jednak zmieniam jeszcze koncepcję. Zwykle, kiedy patrzy się na film można ustalić, co jeszcze można zrobić, by wywrzeć na publiczności takie wrażenie, jakie było planowane oraz sprawić, by publiczność zaczęła odpowiadać w taki sposób, jaki sobie założyliśmy. Ken tak nie pracuje, ponieważ gdyby polegał na muzyce jako na katalizatorze reakcji widowni, to w pewnym sensie chciałby, by ludzie oglądający jego filmy reagowali na coś mniej realnego niż rzeczywistość, którą z takim mozołem dokumentował, lecz na jakieś efekciarstwo. Uznałby, że poszedł na łatwiznę. Nikt z nas tego nie lubi, ale w większości filmów to się sprawdza, bo większość filmów z założenia nie ma być realistyczna, naturalistyczna. Mają być oderwaniem się od rzeczywistości. Takie podejście, jakie dyktuje Ken zwykle oznacza dla mnie zawężenie przestrzeni pracy, ale też większą intensywność, głębsze zastanowienie nad użyciem barw, których normalnie użyłbym inaczej. Bo kiedy wprowadza się do filmu muzykę, ona musi mieć swój kręgosłup, to nie może być tylko podbijanie emocji czy ilustracja. Historia jest tak zwarta, a proces oglądania i przeżywania jej tak nieodwracalny i pozbawiony ozdobników, że muzyka też musi mieć własną logikę. Czasem efekt można osiągnąć używając minimalnej ekspresji. Czasem jeden instrument lub mała grupa instrumentów, solowy głos, pracują dużo lepiej niż cała orkiestra lub uderzenie dźwiękiem. Angie jest bez wątpienia postacią rodem z XXI wieku. Na samym początku postanowiłem użyć perkusji i dźwięków industrialnych w charakterze pętli, oraz dźwięków, które pozwoliłyby nam zanurzyć się w krajobraz, w który wchodzimy w filmie, i który będzie naszą scenerią przez resztę historii. Podstawa tej ścieżki dźwiękowej rozpięta jest między wiolonczelą a saksofonem altowym, który jednak nie wprowadza nam skojarzeń jazzowych: jest raczej czystym, silnym i nowoczesnym dźwiękiem. Wiolonczeli nie używam zbyt często: to piękny i delikatny instrument, który swą melancholią kojarzy mi się z Europą Wschodnią, zwłaszcza, kiedy można posłuchać całej jego skali. Wytłumiona wiolonczela potrafi brzmieć prawie jak saksofon. Te instrumenty dają poczucie podobnego oddechu. Dlatego są tak interesujące, kiedy zestawi się je ze sobą. W głowie miałem motyw, który postanowiłem umieścić na końcu filmu, zaczyna się trochę jak sonata. Wcześniej wprowadzam go w środku filmu, pełni on wtedy rolę jakby przychodzącej świadomości, której Angie nigdy wcześniej nie czuła. Kiedy temat rozwija się, staje się coraz bardziej dominujący. A na końcu wraca, żeby powiedzieć ?coś się dzieje strasznie nie tak?. Pisząc muzykę filmową trzeba wypracować jej logikę, inaczej cała praca może pozostać bez znaczenia.
Pobierz aplikację Filmwebu!
Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.