Adaptacja All-Star Superman nijak ma się do oryginału. O ile animacja to nudnawy średniak z drewnianą grą aktorską, o tyle komiks Morrisona i Quitely to geniusz, denifujące Supermana dzieło. Z filmu wycięto między innymi przygody Supermana w Underverse, świecie klonów Bizzarro, czy epizod z podróżą w czasie, by jeszcze raz przed śmiercią ujrzeć swych rodziców. To jeszcze mogę jakoś zaakceptować, rozumiem, że dwugodzinna animacja komiksowa mogłaby się źle sprzedać. Ale tutaj pozbuto się esencji All-Star Superman; wycięto sceny świadczące o tym kim tak napradwę jest Man of Steel. Przykład? W komiksie ratuje on chłopaka emo przed popełnieniem samobójstwa. Mógbły go z prędkością światła sprowadzić na ziemię, ale on robi coś więcej - przekonuje dzieciaka o jego wartości rozmawiając z nim. To właśnie esencja Supermana, której tu zabrakło. I ta scena gdzie Clakr zabija Solarisa... W komiksie wyraźnie podkreślono, że Solaris przetrwał, a tu Superman twierdzi, że nie dysponuje już łaską... Zdzierżę wyciete sceny, ale takiego pozbawiania cech mojego ulubionego herosa już nie. Animacja All-Star Superman to akcyjnika jakich wiele, za to komiks to prawdziwe dzieło definiujące Człowieka ze Stali i to po nie polecam sięgnać.