Prawie wszystko tutaj jest podobne do tego filmu, tylko że płytsze, bardziej przewidywalne, wtórne i nie mówiące niczego, czego byśmy nie wiedzieli: współczesne problemy dyskryminacji ze względu na wiek, płeć i ruch „Me Too”. Film biegnie jak po sznurku, od jednej przewidywalnej sceny do drugiej. Miało być pewnie zabawnie i mądrze, a jest mocno średnio zabawnie i schematycznie do bólu. Na dodatek nie znoszę stand - upów, więc samo tło dla fabuły, było dla mnie dość odstręczające. Może gdyby działo się w innym środowisku, byłabym nieco mniej krytyczna.
Film może gorszy ale rola ostrej szefowej zagrana znacznie lepiej. Brawa dla Thompson. Streep powinna się od niej uczyć „lekkości”.
No cóż, mam inne zdanie na ten temat. Postać grana przez Streep była wyrazista i złożona. Tutaj mamy do czynienia z osobą zagubioną.
Przecież Miranda Pristley tez była osobą zagubioną. Kobietą z problemami. W dodatku karykaturalnie zagraną przez Streep (zbyt teatralnie). Tak się zastanawiam czy „Diabeł...” był znowu aż tak lepszym filmem. Tamten był o wiele bardziej cukierkowy. Jestem pewna ze gdyby „Late Night” miało tak ogromną promocję jak „Diabeł...” to byłby równie dużym hitem, a i Emma zgarnęła by więcej nominacji. „Diabła...” promowano tym ze niby Streep zagrała Anne Wintour. Tutaj wystarczyło wmówić ludziom ze Thompson gra Ellen DeGeners.
Akurat nie oceniam tych filmów ze względu na promocję, jaką miały, ale jak silne wrażenie na mnie wywarły. A Late Night - bardzo niewielkie. Może (tak jak już pisałam) przyczyną jest fakt, że główna bohaterka zajmuje się stand-upem, czego organicznie wręcz nie znoszę. I być może nie jestem do końca obiektywna.